Kup subskrypcję
Zaloguj się

Importują żywność i ropę, eksportują lekarzy. Skąd wziął się kryzys na Kubie i czy doprowadzi do upadku reżimu?

Na Kubie trwają protesty, których skala prawdopodobnie przerasta te z 1994 r. Ludzie wychodzą masowo na ulice, bo w domach brakuje prądu i wody, a w sklepach jedzenia. Choć rząd zapewnia obywateli, że ma wszystko pod kontrolą, rośnie liczba zarażonych koronawirusem, szpitale cierpią na deficyt sprzętu, a apteki – leków. Bezpośrednią konsekwencją pandemii jest załamanie turystyki, głównej gałęzi gospodarki na wyspie. Kubę duszą też amerykańskie sankcje i kryzys w Wenezueli, która jest czołowym dostawcą ropy naftowej dla komunistycznego kraju.

Prezydent Kuby Miguel Diaz-Canel spaceruje obok swoich zwolenników w mieście San Antonio de los Banos (zachodnia Hawana) po antyrządowych protestach, w których uczestniczyły setki ludzi. Niedziela, 11 lipca 2021 roku.
Prezydent Kuby Miguel Diaz-Canel spaceruje obok swoich zwolenników w mieście San Antonio de los Banos (zachodnia Hawana) po antyrządowych protestach, w których uczestniczyły setki ludzi. Niedziela, 11 lipca 2021 roku. | Foto: Anadolu Agency / Getty Images

– Gdyby gospodarka była w lepszym stanie, nie wiem, czy ludzie wyszliby na ulice – mówi Joanna Szyndler, autorka książki "Kuba-Miami. Ucieczki i powroty", związana z Kubą od 2010 r. – Kryzys na Kubie trwa od lat 90., zawsze było ciężko. Sklepy były marnie zaopatrzone, ale można było coś kupić. Dziś ludzie stoją całymi dniami przed zamkniętymi drzwiami w nadziei że dojedzie zaopatrzenie albo biegną za ciężarówką z transportem, licząc, że będą pierwsi w sklepie. Pracują, ale nie mają na co wydać pieniędzy i są po prostu głodni. Do tego dochodzi stały brak wody oraz problemy z prądem – tłumaczy pisarka i dziennikarka.

Na to nakłada się pandemia. Według oficjalnych statystyk, dzienna liczba zachorowań na Kubie to już blisko 7 tys. przypadków. Mieszkańcy słyszą od rządzących, że wszystko jest w porządku, a jednocześnie docierają do nich informacje, że w szpitalach brakuje sprzętu, a w aptekach jest pusto. W desperacji wychodzą więc na ulice i to nie tylko Hawany, ale i mniejszych miast.

Brakuje jedzenia, na prowincji jest pełno przypadków COVID-19, nie ma lekarstw ani podstawowych środków higienicznych. Jeśli zachorujesz, jesteś odsyłany do domu, masz się leczyć domowymi sposobami – mówi w rozmowie z Business Insider Polska Jorge, Kubańczyk, z którym udało nam się skontaktować. – Policja dosłownie zabija ludzi na demonstracjach, bijąc ich i strzelając do nich – dodaje. – Ludzie nie chcą już zmian, chcą końca komunizmu. Nie ufają rządzącym, którzy kłamią od lat, obiecując poprawę. Ostatecznie wszystko pozostaje takie samo, a nawet zmienia się na gorsze. Oni się bogacą, ludzie głodują i pracują coraz więcej każdego dnia.

Sankcje Trumpa duszą Kubę

W rankingu Heritage Foundation, mierzącym poziom wolności gospodarczej poszczególnych państw, Kuba zajmuje 31. miejsce wśród 32 krajów regionu obu Ameryk, a jej wynik ogólny jest znacznie poniżej średniej regionalnej i światowej. Na tegoroczną pozycję wpływ miało m.in. gwałtowne obniżenie wzrostu gospodarczego na Kubie, wywołane m.in. zaostrzeniem sankcji amerykańskich i załamaniem gospodarczym w Wenezueli, które spowodowało zmniejszone dostawy subsydiowanej energii.

Według oficjalnych danych, w 2020 r. gospodarka Kuby skurczyła się o 11 proc. W grudniu minionego roku minister Alejandro Gil prognozował 6–7-proc. wzrost na rok 2021. Za problemy kraju winił przede wszystkim pandemię i amerykańskie sankcje. Administracja Donalda Trumpa tuż przed końcem jego kadencji wciągnęła Kubę ponownie na listę państw sponsorujących terroryzm. To odwrót do polityki Baracka Obamy, za którego rządów nastąpiło zbliżenie obu krajów. Jego symbolem było otwarcie ambasady amerykańskiej w Hawanie w sierpniu 2015 r. Gdy Donald Trump doszedł do władzy, już w pierwszym roku swoich rządów zaostrzył kurs wobec Kuby, ograniczając loty i transfery pieniężne na wyspę. Tymczasem pieniądze płynące na Kubę od emigrantów, głównie rodzin mieszkających w Miami, to istotne źródło dochodów kubańskich gospodarstw domowych.

Do niedawna w kraju funkcjonowały dwie waluty, peso wymienialne (CUC), powiązane ściśle z dolarem amerykańskim i niewymienialne (CUP), którym Kubańczycy płacili w sklepach na kartki. W 2020 r. rządzący krajem postanowili odejść od CUC, a zamiast niego wprowadzili karty płatnicze, którymi można było płacić w sklepach przyjmujących dolary. Karty te doładowywali kubańscy emigranci był to kolejny pomysł reżimu na przyciągnięcie zagranicznego kapitału.

– Ta zmiana bardzo zaszkodziła kubańskim rodzinom, ponieważ nie wszyscy Kubańczycy mają krewnych za granicą, którzy mogą wysyłać im przekazy pieniężne. Na Kubie jest wielu naprawdę biednych ludzi, którzy żyją z tego, co kupią z dnia na dzień – mówi Jorge. – To jeden z najważniejszych powodów, dla których Kubańczycy zaczęli się denerwować – dodaje.

Eksport kubańskich lekarzy

Kuba przypisuje spowolniony wzrost gospodarczy także problemom z dostawami ropy z Wenezueli. Od końca 2000 r. Wenezuela dostarczała Kubie produkty naftowe na preferencyjnych warunkach, momentami blisko 100 tys. baryłek dziennie wynika z danych amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej. Według Agencji Reutera, Kuba importuje ponad 50 proc. wykorzystywanego w kraju paliwa i żywności. Kraj płacił za ropę częściowo usługami kubańskiego personelu w Wenezueli, w tym około 30 tys. pracowników medycznych.

Kuba czerpie zyski z pracy lekarzy, których masowo kształci, a następnie wysyła do krajów Afryki i Ameryki Łacińskiej. Większą część ich pensji przejmuje rząd w Hawanie, zostawiając lekarzom ok. 30 proc. wynagrodzenia. To ważne źródło dochodów kubańskiego reżimu. Kuba jest też producentem cukru, tytoniu i rumu, ale państwo żyje przede wszystkim z turystyki – mówi Joanna Szyndler.

W 2019 r. Kubę odwiedziło blisko 4,28 mln turystów, a branża turystyczna wniosła do krajowej gospodarki kwotę 2,97 mld dol. W I kwartale 2020 r. na Kubę przyjechało 982 tys. turystów, a w samym marcu liczba odwiedzających kraj spadła o 64 proc. w porównaniu z analogicznym okresem rok wcześniej, wynika z danych portalu Statista. Minister gospodarki Kuby jeszcze w grudniu wyrażał nadzieję, że w tym roku kraj odwiedzi przynajmniej połowa turystów z 2019 r. Te plany mogą jednak zostać pokrzyżowane przez powolne tempo szczepień na Wyspie i kolejne mutacje koronawirusa, jakie pojawiają się na świecie. Kuba szczepi obywateli preparatami rodzimej produkcji, a w pełni zaszczepionych jest obecnie 15,5 proc. obywateli kraju.

Prywatna inicjatywa na Kubie

Ponad 500 tys. – tylu jest, według rządowych danych, samozatrudnionych na Kubie. W kwietniu 2011 r., na zjeździe Komunistycznej Partii Kuby, zredukowano oficjalnie liczbę miejsc pracy w sektorze państwowym i otworzono niektóre usługi detaliczne dla "małego biznesu", co doprowadziło do wzrostu liczby cuentapropistas, czyli osób pracujących poza segmentem państwowych.

W 2019 r. reżim kubański uaktualnił swój model gospodarczy, zezwalając (przynajmniej w teorii) na prywatną własność, sprzedaż nieruchomości i nowych pojazdów, pozwalając prywatnym rolnikom na sprzedaż towarów rolnych bezpośrednio do hoteli, na tworzenie spółdzielni nierolniczych, przyjmując nowe prawo o inwestycjach zagranicznych i uruchamiając "Specjalną Strefę Rozwoju" wokół portu Mariel. Od 2015 r. na Kubie działają internetowe hot spoty, choć korzystanie z sieci jest potwornie drogie.

– Internet służy głównie do rozmów z rodziną za granicą – tłumaczy Joanna Szyndler. – Jednak Kubańczycy mają smartfony, mogą nagrywać, gdy nadchodzi do nadużyć władzy i tak, jak obecnie, udostępniać te filmiki w sieci. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć w niedzielę tłumy na ulicach Hawany i wielu innych miast, jakich tam jeszcze nigdy nie było.

W poniedziałek dostęp do sieci został już odcięty, a państwowa telewizja nadawała przemówienie prezydenta Miguela Díaz-Canela, wzywającego do walki w obronie rewolucji. Dlatego, jak tłumaczy dziennikarka, wielu Kubańczyków może nie zdawać sobie sprawy ze skali zrywu. Odcięcie obywateli od informacji to sprawdzony sposób reżimu na utrzymanie władzy. Na ulicach kubańskich miast mają też miejsce masowe aresztowania, których skali na razie nie znamy.

W ostatnich miesiącach aresztowania nasiliły się opowiada Joanna Szyndler. Mówi się o nowej "Czarnej Wiośnie", porównując dzisiejsze wydarzenia z tymi z 2003 r. Od kilku miesięcy coraz śmielej działali aktywiści i artyści, organizując różne akcje i strajki głodowe. Cześć z nich aresztowano na kilka godzin, dni, a innych reżim trzyma w nieoficjalnych aresztach domowych – dodaje ekspertka.

Z informacji Business Insidera wynika, że obecnie głównie w zachodnich prowincjach kraju odbywa się kilka demonstracji. Jak twierdzi nasz rozmówca, wśród protestujących są ubrani po cywilnemu policjanci i rządowi agenci, którzy atakują demonstrantów.

W środę 14 lipca o godzinie 18 mieszkający w Polsce Kubańczycy organizują protest przeciwko panującemu w kraju reżimowi. "Kubańczycy rozpoczęli walkę o wolność, którą Polacy wygrali 30 lat temu. Prosimy o wsparcie!!!" – brzmi napis na promującej wydarzenie grafice opublikowanej w mediach społecznościowych.

Kuba potrzebuje zmian, ale Kubańczycy potrzebują w tym celu pomocy ze strony świata. Wciąż czujemy się bezradni wobec uzbrojonego rządu, który nie ma skrupułów, by zabijać – apeluje Jorge. – Kubańczycy muszą się obudzić i świat musi się obudzić, zareagować na rzecz ludzi, którzy teraz naprawdę potrzebują pomocy – puentuje.