Mając tylko pomysł, nazwę domeny i marzenie, pokolenie Z ma wszystko, czego potrzebuje, aby przejąć rynek. — Nie miałem wielkiej wizji tego, w co to się zmieni. Chodziło bardziej o wypełnienie czasu czymś produktywnym — mówi o swojej firmie Luke Lintz, który stworzył biznes w zasadzie z niczego.
W 2016 r. Luke Lintz był na siłowni, kiedy to kable od słuchawek jakby na złość oplatały sztangę i przeszkadzały mu wyciskać na ławeczce. Nie był to pierwszy taki przypadek i 16-leni Lintz miał już tego dość. W tamtym czasie słuchawki bezprzewodowe dopiero się pojawiały, a rynek w Ameryce Północnej nie oferował zbyt wielu modeli. Luke uznał, że to idealna okazja na biznes. Znalazł produkt w Chinach, zebrał 10 tys. dol., łącząc oszczędności swoje i starszego brata i jeszcze w tym samym roku razem kupili pierwszą partię bezprzewodowych słuchawek dousznych. Dopiero kilka miesięcy później Apple wypuścił na rynek AirPods.
Jedyny marketing, jaki prowadziła ekipa Lintza, odbywał się na Instagramie. — Na początku byliśmy w zasadzie stroną z memami, która przyniosła miliony wyświetleń na Instagramie — mówi biznesmen z pokolenia Z. Zamiast prezentować słuchawki w swoich postach, publikowali memy, a reklamy słuchawek dodawali w podpisach. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy sprzedali wszystkie 500 sztuk, które zakupili. — To był idealny przykład właściwego produktu, we właściwym czasie — podkreśla Lintz.
Zobacz także: Spłukani nowojorczycy opuszczają miasto. Tworzą nowe "centrum milenialsów"
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
Koszty wysyłki zostały pokryte przez klientów, więc Lintz musiał zapłacić tylko za sprzęt fotograficzny do kręcenia filmów promocyjnych i niewielką miesięczną opłatę za magazynowanie. Do 2018 r., kiedy ukończył szkołę średnią, udało mu się zwiększyć skalę działalności do ponad 600 tys. dol. przychodów. — Nie miałem wielkiej wizji tego, w co to się zmieni. Chodziło bardziej o wypełnienie czasu czymś produktywnym — wyjaśnia.
Dwadzieścia lat temu biznes Lintza byłby niemożliwym marzeniem. Przed pojawieniem się mediów społecznościowych, dostępu online do chińskich produktów i usług takich jak Shopify założenie podobnego biznesu wymagałoby miesięcy pracy i dużej ilości gotówki, aby ruszyć z miejsca. Bernhard Schroeder, dyrektor Lavin Entrepreneurship Center Programs na San Diego State University, pamięta czasy, gdy prowadzenie witryny e-commerce wymagało oprogramowania o wartości od 50 do 100 tys. dol. — Teraz możesz wynająć Shopify jako rozwiązanie e-commerce w chmurze za 50 dol. Bariera dostępu do technologii znacznie się obniżyła.
Inne aspekty zakładania firmy również stały się łatwiejsze. — Kiedyś trzeba było spotkać się z kimś twarzą w twarz i ktoś musiał ci zaufać — mówi Schroeder. — Nie było łatwo znaleźć innych przedsiębiorców, nawiązać z nimi kontakt i spytać otwarcie: "Co zrobiłeś dobrze? Co ci nie poszło?".
W ciągu ostatnich kilku dekad krajobraz przedsiębiorczości zmienił się diametralnie. Łatwość marketingu w mediach społecznościowych, tanie oprogramowanie biznesowe i dostępne narzędzia do analizy danych znacznie obniżyły koszty infrastruktury biznesowej. Teraz najważniejszy jest branding. Dzięki niższej barierze wejścia, w amerykańskiej populacji, począwszy do 1996 r., przedsiębiorcy stali się bardziej zróżnicowani i liczniejsi. A od 2020 r. liczba wniosków o założenie nowej firmy dramatycznie wzrosła. W październikowej ankiecie Morning Consult połowa pokolenia Z stwierdziła, że chce zostać przedsiębiorcą i mają wielkie szanse, by odnieść sukces. Wszystko, czego potrzebują, to pomysł, nazwa domeny i marzenie.
Przed erą internetu założenie firmy było poważnym kłopotem. Na przykład dostęp do badań rynku, trendów branżowych i analiz konkurencji był ograniczony i często kosztowny. Aby dotrzeć do potencjalnych klientów, trzeba było reklamować się w gazetach, emitować info na temat swoich produktów w radiu lub telewizji albo wysyłać do nich pocztę. Określenie skuteczności każdej kampanii marketingowej było trudne, jeśli nie niemożliwe, a każda forma reklamy kosztowała sporo grosza. Testowanie nowych pomysłów i produktów wymagało fizycznych zapasów, drogiej infrastruktury i szeroko zakrojonych działań marketingowych. Gromadzenie danych dla większości startupów było dopiero rodzącą się koncepcją.
Nawet jeszcze 15 lat temu, ścieżki zakładania firmy nie zostały jeszcze wytyczone. Wszystkie przyziemne części biznesu — księgowość, tworzenie strony internetowej, zarządzanie projektami — były niezwykle czasochłonne i nieefektywne.
— Przedsiębiorczość w tamtych czasach nie była tak seksowna — mówi Martin Warner, weteran biznesu i autor książki "The Startup Story: An Entrepreneur's Journey from Idea to Exit". Warner był w 2013 r. współzałożycielem swojej pierwszej firmy, botObjects, producenta oprogramowania i sprzętu do druku 3D, a następnie założył dwie inne działalności w 2015 r.
— Dla mnie na początku chodziło bardziej o połączenie różnych aspektów — mówi Warner. Obejmowało to skonfigurowanie systemu księgowego, ustalenie modelu biznesowego i określenie podejścia do rekrutacji. Dopiero wtedy, jak powiedział, mógł "skupić się na tym, co było naprawdę ważne, a było to tworzenie oprogramowania".
Zobacz także: Bezdzietni lambadziarze? Nie wszystkich DINK stać na dzieci
Roczny wska��nik startupów, który mierzy udział wszystkich firm rejestrujących się w ciągu roku, a następnie uruchamiających się i zatrudniających, poważnie ucierpiał podczas wielkiej recesji, spadając z 10 proc. w 2006 r. do mniej niż 8 proc. w 2009 r., jak podają statystyki dynamiki biznesowej US Census Bureau. W 2010 r. wskaźnik ten oscylował wokół 8,5 proc. Problem nie polegał na tym, że ludzie nie byli zainteresowani rozpoczęciem działalności gospodarczej. Badanie przeprowadzone przez EY w 2016 r. wykazało, że 62 proc. osób w wieku od 18 do 34 lat myślało o założeniu własnej firmy. Na ich drodze stanęła jednak znacząca przeszkoda: 42 proc. respondentów podało ograniczenia finansowe jako główną barierę.
Sytuacja zmieniła się po wybuchu pandemii. Wskaźnik startupów odnotował największy skok z roku na rok w 2021 r., czyli w ostatnim roku, dla którego mamy dane, do 8,9 proc. i z pewnością wzrośnie, ponieważ rozwój liczby nowych aplikacji biznesowych przekłada się na w pełni uruchomione firmy. Analiza mikroprzedsiębiorstw z 2023 r. — firm, które są zbyt małe lub nowe, aby pojawić się w statystykach rządowych — przeprowadzona przez GoDaddy, wykazała, że 61 proc. przedsiębiorców poniżej 40. roku życia rozpoczęło działalność w 2020 r. lub później.
W ciągu ostatnich 10 lat na rynek trafiło mnóstwo narzędzi programowych, które pomagają początkującym przedsiębiorcom usprawnić nudne sprawy administracyjne, pozwalając im skupić swój czas, uwagę i finanse na szerszej perspektywie. Dzięki temu rozpoczęcie działalności gospodarczej stało się jeszcze bardziej atrakcyjne i przystępne cenowo dla potencjalnych przedsiębiorców.
— W mojej erze przedsiębiorczość była na poziomie 1 proc. — komentuje Schroeder, profesor Uniwersytetu Stanowego w San Diego, który swoją pierwszą firmę założył w latach 90. — Spójrzmy, ile uniwersytetów prowadziło kursy przedsiębiorczości w 1980 r., a ile uniwersytetów prowadzi kursy przedsiębiorczości w 2024 r. Liczby mówią same za siebie — było ich mniej niż 100, a teraz jest ich prawie 2000 — dodaje. (Badanie z 2013 r. wykazało, że liczba kursów przedsiębiorczości wzrosła z ok. 250 w 1985 r. do ponad 5000 w 2008 r.).
W obliczu wstrząsów gospodarczych, jakie miały miejsce w ciągu ostatnich kilku lat, coraz więcej osób decyduje się na rozpoczęcie działalności gospodarczej i pobocznych zajęć, które przeradzają się w główne zajęcie (Według badania Bankrate z 2023 r. prawie dwóch na pięciu dorosłych Amerykanów prowadzi działalność poboczną). A dzięki mnóstwu narzędzi cyfrowych, które mamy dzisiaj, rozpoczęcie działalności gospodarczej jest bardziej dostępne niż kiedykolwiek wcześniej.
Jedną z najbardziej znaczących zmian w przedsiębiorczości jest nowy nacisk na budowanie marki. Pomimo imponujących przychodów w 2018 r., firma Lintza dokonała nadmiernego zakupu zapasów i w tym samym roku zadłużyła się na 300 tys. dol. Aby temu zaradzić, Lintz zdecydował się na zmianę. Stwierdził, że jest lepszy w budowaniu marki niż sprzedawaniu słuchawek dousznych, więc tej jesieni przekształcił HighKey w firmę public relations i powoli spłacił dług.
— Nasza pierwotna klientela wyrosła z poleceń — mówi obecnie 24-letni Luke Lintz. Jego firma — HighKey — była jedną z pierwszych, która wykorzystała masową komunikację bezpośrednią w mediach społecznościowych jako strategię docierania do klientów, do których obecnie należą Nicki Minaj, Kevin Hart i Khloé Kardashian. — Byliśmy w stanie zarobić 20 mln dol. wyłącznie dzięki wiadomościom na Instagramie, nie wykonując żadnych telefonów sprzedażowych — twierdzi Lintz. (Business Insider potwierdził, że HighKey wygenerował 20 mln dol. przychodu w latach 2020-2023).
Strategia zadziałała, ponieważ HighKey miał już silną markę na Instagramie. — Zaufanie już istniało, kiedy kontaktowaliśmy się z ludźmi. To było po prostu idealne — mów Lintz.
Koncepcja personal brandingu została wprowadzona przez Toma Petersa w 1997 r. w artykule okładkowym dla Fast Company. "Aby być dziś w biznesie, naszym najważniejszym zadaniem jest bycie głównym marketingowcem marki o nazwie Ty" — napisał Peters. Dziś, niezależnie od tego, czy jesteś doświadczonym profesjonalistą, czy dopiero zaczynasz swoją karierę, personal branding jest strategiczną koniecznością.
Lintz ma ponad 1 mln obserwujących na swoim osobistym koncie na Instagramie, gdzie publikuje relacje ze swoich podróży i inspirujące posty na temat swojej biznesowej drogi. Budowanie spójnej społeczności jako przedsiębiorca to sposób na zdobywanie okazji sprzedażowych i przypominanie ludziom o swoim istnieniu — powiedział. — Jeśli nie masz osobistej marki, o wiele trudniej jest zbudować wiarygodność — mówi Lintz.
— Kiedyś to, kim jesteś, było na drugim miejscu, bo najważniejszy był produkt — mówi Schroeder z San Diego State University. Teraz jednak wielu twierdzi, że musisz mieć tożsamość, w którą ludzie uwierzą, zanim jeszcze cokolwiek im zaproponujesz — dodaje.
Ta koncepcja jest szczególnie wyraźna w przypadku potężnie rozwijającej się i wartej 250 mld dol. branży twórców. Dzięki platformom mediów społecznościowych i narzędziom do tworzenia treści, tworzenie marki osobistej to biznes. Gdy tylko zaczniesz tworzyć treści, które przyciągają obserwujących, możesz przyciągnąć partnerów marki, treści sponsorowane i sprzedaż towarów. Coraz częściej przedsiębiorcy stają się produktem.
Jedno pokolenie jest wyjątkowo przygotowane do odniesienia sukcesu. Ponieważ pokolenie Z dorastało w Internecie, jest ono naturalnie bardziej biegłe w poruszaniu się po nowym krajobrazie. W ankiecie przeprowadzonej przez ZenBusiness w 2023 r. 78 proc. respondentów z pokolenia Z stwierdziło, że bycie przedsiębiorcą jest najbardziej dostępną pracą, a 69 proc. przyznało się, że najwięcej dowiedziało się o biznesie poprzez samodzielne badania i filmy online. Jedna na trzy osoby z pokolenia Z zaznaczyła w ankiecie przeprowadzonej na Instagramie w 2023 r., że najlepszym sposobem na awans finansowy jest "jakaś forma samozatrudnienia".
Schroeder, jak twierdzi, widział wiele osób w wieku 30 i 40 lat, które chciały założyć firmę, ale zmagały się z zawrotnym tempem innowacji technologicznych. — Dobrą wiadomością jest ich doświadczenie. Niezbyt dobrą wiadomością jest to, że nie są cyfrowo natywni. Starsi przedsiębiorcy, z którymi rozmawia, często nie rozumieją, jak korzystać z dostępnych narzędzi, by uzyskać napęd, którego potrzebują, aby konkurować w dzisiejszym krajobrazie biznesowym. To zupełnie inna gra w piłkę — kwituje.
Jeśli trend się utrzyma, dążenie pokolenia Z do przedsiębiorczości może zmienić krajobraz gospodarczy. — Efektem może być ogromny wzrost wraz z pojawieniem się nowych firm, które zmieniają rynek — powiedział Schroeder. — Myślę też, że w dłuższej perspektywie pokolenie Z będzie bardziej przyjaznym przedsiębiorcą, który lepiej podchodzi do tego, co buduje, stara się nie marnować, lepiej pomaga lokalnej społeczności. To nie będą pieniądze dla samych pieniędzy.
Nie wiadomo jednak, czy ci nowi, innowacyjni przedsiębiorcy utrzymają się w świecie biznesu. Według Small Business Administration 30 proc. nowych firm upada w ciągu dwóch lat, a połowa nie przetrwa pięciu lat, ale dzięki narzędziom dostępnym na wyciągnięcie ręki, więcej osób może dać szansę swoim pomysłom. — Choć jest o wiele większe nasycenie, młode dzieciaki nie postrzegają tego w ten sposób — mówi Warner.
Powyższy tekst jest tłumaczeniem z amerykańskiego wydania Insidera, przygotowanym w całości przez tamtejszą redakcję.
Tłumaczenie: Dorota Salus