Mieli być młotem na Tuska. Zarobili dużo, ale odpraw nie zobaczą
Sejm odwołał członków komisji ds. rosyjskich wpływów powołanych na mocy tzw. lex Tusk. Każdy z nich zdążył zarobić niemal 50 tys. zł. W przeciwieństwie jednak do ministrów z dwutygodniowego rządu Mateusza Morawieckiego nie dostaną oni żadnej odprawy.
Większość parlamentarna zdecydowała o odwołaniu członków ds. rosyjskich wpływów, której pracami kierował historyk Sławomir Cenckiewicz. Komisja zdążyła jeszcze przedstawić cząstkowy raport ze swojej pracy.
Zobacz też: Lex Tusk. Jest cząstkowy raport z prac komisji
Komisja, której członkowie zostali odwołani przez Sejm, została powołana 31 sierpnia 2023 r. na ostatnim posiedzeniu IX kadencji Sejmu. Jej członkami zostali: Sławomir Cenckiewicz, Józef Brynkus (nie odebrał powołania z rąk marszałek Sejmu), Łukasz Cięgotura, Andrzej Kowalski, Arkadiusz Puławski, Marek Szymaniak, Michał Wojnowski, Andrzej Zybertowicz oraz Przemysław Żurawski vel Grajewski.
Komisja lex Tusk. Oto zarobki
Z komunikatu Centrum Informacyjnego Rządu z 30 października 2023 r. wynika, że wysokość wynagrodzeń członków komisji reguluje art. 9 ust. 1 ustawy lex Tusk. W efekcie mają oni rangę sekretarz stanu oraz przysługującą takiemu stanowisku pensję, czyli ok. 16 tys. zł miesięcznie.
Licząc, że członkowie otrzymali po dwie pełne pensje (za wrzesień i październik), cząstkową za dwa dni sierpnia oraz otrzymają niemal pełną za listopad (Sejm odwołał ich jeden dzień przed końcem miesiąca — red.), można oszacować, że każdy z tych, którzy weszli w skład komisji, zarobił za zasiadanie w komisji brutto po ok. 48 tys. zł.
Odwołani członkowie komisji nie dostaną odprawy
Równocześnie jednak członkowie komisji po odwołaniu nie dostaną "nagrody pocieszenia" w postaci odprawy.
Nie przysługuje im bowiem dodatek za wieloletni pracę, nagrody jubileuszowe, ani prawo do wynagrodzenia po odwołaniu ze stanowiska. Nie przysługuje im, bo ustawa o lex Tusk wyłącza przepisy dające po odwołaniu prawo do dotychczasowego wynagrodzenia przez okres od miesiąca do trzech zależnie od czasu pełnienia funkcji.
Oznacza to, że w przeciwieństwie do ministrów tzw. dwutygodniowego rządu premiera Morawieckiego, nie dostaną oni grosza na odchodne.