Kup subskrypcję
Zaloguj się

Nie powinnam się uśmiechać i ścinać włosów bez pozwolenia. "Kocham moje nowe życie"

Przeprowadziłam się z USA do małego konserwatywnego miasteczka w Kosowie. Fryzjerka zadzwoniła do mojego męża, aby uzyskać jego zgodę na ścięcie mi włosów.

Autorka tekstu przeprowadziła się do Kosowa
Autorka tekstu przeprowadziła się do Kosowa | Foto: Business Insider, okanozdemir / Shutterstock

"Zapytałaś męża?"

To było pytanie, które otrzymałam, chcąc obciąć włosy. Odwiedziłam przyjaciółkę, która prowadzi salon fryzjerski. Często spotykamy się i robimy na drutach, gdy biznes idzie wolno. Była wiosna i chciałam zrobić coś spontanicznego, więc poprosiłam ją o obcięcie moich długich włosów.

To była szybka decyzja. W końcu to moje włosy. Ale zapomniałam, że nie jestem już w Ameryce.

Przeprowadziłam się do Kosowa, gdzie musiałam dostosować się do nowej kultury.

Czytaj też: Podczas podróży służbowej poznałam pewnego mężczyznę i rzuciłam dla niego swojego męża

Przeprowadzka do nowego kraju łączyła się z nieoczekiwanymi zasadami kulturowymi, których musiałam przestrzegać

Kosowo to kraj na Półwyspie Bałkańskim w południowej Europie. Szczyci się dużą populacją muzułmańską, więc zwyczaje mogą bardzo różnić się od tych, z którymi dorastałam w USA. Życie w dużych miastach jest dość kosmopolityczne. Odwiedzający nie zauważą wielu odmienności w porównaniu z innymi krajami europejskimi poza wezwaniem do modlitwy odtwarzanym przez głośniki pięć razy dziennie z meczetów.

Nie mieszkam jednak w dużym mieście. Przeprowadziłam się do wiejskiego i małego miasta, skąd pochodzi rodzina męża. Życie i zasady są tu inne. Nazwanie tego "staromodnym" to mało powiedziane.

Chociaż próbowałam przekonać moją fryzjerkę/przyjaciółkę, że mój mąż nie przejąłby się, gdybym ścięła włosy, ona nalegała, by zadzwonić do niego i spytać o pozwolenie. Oczywiście nie miał nic przeciwko. Mój mąż nie dba o to, co robię z włosami, dopóki trzymam je z dala od jego jedzenia. Ale były też inne nietypowe zasady, o których przestrzeganie prosił mnie od czasu przeprowadzki tutaj, które znacznie różnią się od tych w Ameryce.

Największym zaskoczeniem była prośba męża, abym nie opuszczała naszej posiadłości bez towarzystwa — albo jego, albo innej kobiety. Ludzie tutaj kochają Amerykę, ale często popełniają błąd powielany przez wiele osób spoza USA. Myślą, że wszyscy Amerykanie żyją jak ludzie przedstawiani przez Hollywood. Mąż martwił się, że jeśli zobaczą mnie spacerującą samotnie, ludzie pomyślą, że wymykam się, by go zdradzać.

Zgodziłam się na tę prośbę, ale nie wierzyłam, że jest to problem, dopóki nie usłyszałam, jak inni przy wielu okazjach rozmawiają o pewnej rozmownej kobiecie, którą znam, a która spaceruje po mieście samotnie. To, co mówili, nie było przyjemne. Choć zwykle nie przejmuję się tym, co myślę o mnie inni, w nowym miejscu okazało się inaczej. Ma to również wpływ na mojego męża.

Inny niecodzienny zwyczaj. Nie powinnam się uśmiechać ani witać z ludźmi — zwłaszcza z mężczyznami. Tu oczekuje się, że kobieta będzie bardzo lojalna wobec swojego męża, a uśmiechanie się lub witanie innego mężczyzny (zwłaszcza nieznajomego) może być postrzegane jako brak szacunku do męża. Pochodzę z bardzo przyjaznego Środkowego Zachodu, więc było mi ciężko. Nadal czuję się niegrzecznie, gdy nie uśmiechnę się i nie skinę głową starszemu dżentelmenowi. Rozumiem jednak, że jest to sposób na okazanie szacunku nie tylko mojemu mężowi, ale także temu panu i jego żonie.

Czytaj też: "Ona nie będzie ze mnie żyła". Tak rozwodzą się Polki i Polacy

Nieprzestrzeganie zasad doprowadzi mnie do ostracyzmu

Zwyczaje, choć wydają się surowe, mają tu sens. Z drugiej strony, nie przyjechałam tutaj, aby zmuszać ludzi do zmiany.

Nieprzestrzeganie zasad obowiązujących w społeczeństwie może prowadzić do poważnych konsekwencji. Poznałam kobietę z synem, która często miała kłopoty z prawem. Kiedy się tu przeprowadziliśmy, mój mąż mimo jej zaproszenia nie pozwolił mi pójść do niej na kawę, ponieważ mogłabym zostać negatywnie oceniona przez innych. Do dziś żałuję, że jej nie odwiedziłam, ale ufam, że mój mąż rozumie swoją kulturę lepiej niż ja.

Ogólnie rzecz biorąc, kocham moje nowe życie. Dostosowanie się nie zawsze było łatwe, ale po trzech latach zaakceptowałam tę kulturę i czuję się w niej komfortowo.

Powyższy tekst jest tłumaczeniem z amerykańskiego wydania Insidera, przygotowanym w całości przez tamtejszą redakcję.

Tłumaczenie: Dorota Salus