Kup subskrypcję
Zaloguj się

Kultowe studenckie bary i stołówki. Jak poradziły sobie w zderzeniu z ekonomią fast foodów?

Bary mleczne i uczelniane stołówki były główną gastronomiczną macierzą studentów epoki peerelu. Choć większość z tych miejsc nie wytrzymała zmian po 1989 r. i ostrej konkurencji fast foodów, w ostatnich latach znów wracają do łask, przyciągając studencką brać smacznym i tanim menu.

Wybrnąć z perypetii udało się i to spektakularnie Prasowemu. Bar ten, otwarty w 1956 r. przy Marszałkowskiej, w 2011 r. miał zostać zamknięty. Te plany powstrzymali jednak m.in. klienci. [Zdjęcie archiwalne z 2016 r.]
Wybrnąć z perypetii udało się i to spektakularnie Prasowemu. Bar ten, otwarty w 1956 r. przy Marszałkowskiej, w 2011 r. miał zostać zamknięty. Te plany powstrzymali jednak m.in. klienci. [Zdjęcie archiwalne z 2016 r.] | Foto: Agata Grzybowska / Agencja Gazeta

Nieapetyczna pulpa rzucana do aluminiowych misek, przykręconych na stałe do stołu i sztućce na łańcuchy, działające na proces spożywania pokarmu niczym ruch naprzemienny na remontowanej ulicy. Słowem niezapomniany bar Apis. Ten karykaturalny opis placówek gastronomicznych dla mas, pokazany w "Misiu" Stanisława Barei, jednak sporo odbiegał od rzeczywistości.

Posiłki w peerelowskich barach mlecznych zjadało się ze smakiem. A że były tanie, nic dziwnego, że już od samego rana pojawiali się w nich studenci i nie tylko – bo profesorowie, robotnicy, emeryci – słowem każdy obywatel Polski Ludowej znajdował tu coś dla siebie.

W nowej RP placówki te jednak zaczęły podupadać. Po części w efekcie zmasowanych ataków urzędników doszukujących się przekrętu w ich rozliczeniach. A że mogły być tanie tylko dzięki państwowemu finansowaniu cofnięcia lub nakaz zwrotu dotacji w przypadku wykrytych uchybień bezpardonowo kończył żywot każdego mlecznego baru. Wiele placówek upadło również po latach nieinwestowania i zaniedbywania biznesu, niewytrzymując fastfoodowej konkurencji.

Niektóre jednak przetrwały pozwalając tym samym przeżyć studentom i emerytom. Te relikty komunistycznej przeszłości chętnie odwiedzane są też przez rodziny z dziećmi, turystów czy "białe kołnierzyki". W 2011 r. brytyjski dziennik "The Guardian" uznał nawet działający od lat 50. XX w. bar mleczny Turystyczny za jedyną restaurację wartą polecenia w Gdańsku. W tym samym czasie głośnym echem odbił się happening młodzieży w obronie warszawskiego baru Prasowego, który miał zostać zamknięty.

Kolejka przed barem Turystycznym latem 2007 r.
Kolejka przed barem Turystycznym latem 2007 r. | Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta

Przerwane biznesy

Historia barów mlecznych jest starsza niż cały peerel. Pierwszą jadłodajnię serwującą dania jarskie na bazie mleka, jajek i mąki otworzył w 1896 r. na warszawskim Nowym Świecie rolnik i ziemianin Stanisław Dłużewski. Nazywała się "Mleczarnia Nadświdrzańska" i osiągała takie obroty, że konkurencyjne placówki zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu.

W II RP bary mleczne były popularne już w całym kraju. Peerel dodał im jeszcze większych skrzydeł, pod opieką – i kontrolą – Spółdzielni Spożywców "Społem". Już w 1955 r. było w Polsce pół tysiąca barów mlecznych. Jednocześnie zaczęła ewoluować ich definicja – choć podstawą nadal są produkty z nabiału, mąki i kasz, czyli kopytka, pierogi, kluski leniwe i naleśniki, w barowym menu zaczął pojawiać się schabowy z kapustą czy "mielas" z burakami i rosół. Dla żaków alternatywą o podobnym menu były studenckie kantyny, w których najbiedniejsi mogli płacić bonami żywnościowymi.

Upadek starego porządku w 1989 r., zmienił reguły gry w tej branży na niekorzyść obu formatów – rynek zalały pizzerie, wietnamskie specjały, kebaby i wiejący Zachodem McDonald's. Serwowane w nich dania były dostępne dla mniej zamożnych osób, do tego nęciły egzotyką odkrywanego właśnie przez Polaków świata.

Zobacz też: 29 lat temu ruszył pierwszy McDonald’s w Polsce. Ile wtedy kosztował Big Mac? [WIDEO]

Bary mleczne, a nawet stołówki studenckie, nie wytrzymały tej szarży, mimo że mogły korzystać z całej listy produktów jarskich, na które przysługiwał im zwrot z Ministerstwa Finansów. Ale i ten benefit w nowym millenium stanął pod znakiem zapytania – rząd w poszukiwaniu oszczędności chciał w 2009 r. znieść dofinansowanie dla barów mlecznych. Na szczęście pomysł został skasowany przez sejmową Komisję Finansów Publicznych.

To jednak nie uratowało wielu kultowych placówek. Np. z łódzkiej Piotrkowskiej zniknął Kogucik – peerelowski bar uruchomiony na początku lat 60. Oprócz robotników chętnie wpadali do niego studenci Politechniki w przerwie zajęć. Tu jednak posiłek był na drugim planie. Na pierwszym było piwo.

Pozostałość szyldu po barze Kogucik, 2011 r.
Pozostałość szyldu po barze Kogucik, 2011 r. | Marcin Stepien / Agencja Gazeta

W 2008 r. zamieniono Kogucika na nowy lokal Bla Ni i wyprowadzono z Piotrowskiej. Jak kostki domino zamykały się inne łódzkie bary: Ludowy, na rogu ul. Rzgowskiej i Zarzewskiej, Smakosz przy Struga, Wzorowy na Piotrkowskiej czy Oaza, prosperująca w sąsiedztwie Dworca Fabrycznego, gdzie chętnie wpadali studenci Uniwersytetu Łódzkiego.

Zobacz też: Urlop, handel i przemyt. Tak w czasach PRL-u Polacy spędzali wakacje

Długo na nowej fali III RP utrzymywał się za to wrocławski Jacek i Agatka przy pl. Nowy Targ. Jednak w maju 2019 r. zaserwował wiernej klienteli pożegnalne naleśniki. Jego 70-letnia właścicielka już nie była w stanie dłużej prowadzić biznesu, więc zdecydowała się na sprzedaż punktu. Parę lat temu zamknięto również stołówkę akademicką Politechniki u zbiegu ul. Smoluchowskiego i Wybrzeża Wyspiańskiego. Powód prozaiczny – budynek, w którym się mieściła, przeznaczono do zburzenia. W tym miejscu powstało Centrum Zaawansowanych Technologii Nano-Bio-Info.

W Warszawie jednym z przegranych w nowym millenium okazał się nieodżałowany Bar Uniwersytecki, znany lokalnym tubylcom jako Karaluch. Ponoć ten przydomek otrzymał nie bez powodu. Świetnie prosperując na Krakowskim Przedmieściu, przez dekady żywił młodzież z Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Sztuk Pięknych, a podczas rozruchów w 1968 r. chronili się w nim opozycjoniści. Stołowały się w nim też takie persony jak Irena Kwiatkowska, Tomasz Nałęcz czy Jerzy Kulej. Niestety bar zakończył żywot w 2009 r.

Bar Karaluch w lipcu 2008 r.
Bar Karaluch w lipcu 2008 r. | Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta

Z kolei w Toruniu ciężkie chwile z powodu pandemii przeżywa Małgośka i Pod Arkadami, wiekowe bary mleczne należące do "Społem" Gastronomiczno-Turystycznej Spółdzielni Spożywców. Do Małgośki już na przełomie lat 50 i 60. studenci zaglądali na śniadania, a obiady pałaszowali ramię w ramię z robotnikami i profesorami uczelnianymi. Latem gościły w niej grupy kolonijne i wycieczki turystów. Dziś Małgośka podobnie jak działający od 1950 r. Pod Arkadami ratują się przed upadkiem danami na wynos, prowadząc intensywną komunikację na Facebooku.

Pod pandemią ugiął się natomiast kultowy poznański Kmicic na poznańskich Ratajach, znany z pysznych pyz z sosem myśliwskim. W lipcu bar przestał wydawać posiłki, dzieląc los innej placówki należącej do tej samej spółdzielni – Hajduczka na Grunwaldzie, który zamknął się w lutym 2021 r. Inny ich siostrzany bar – Kociak w centrum Poznania, na razie przetrwał dzięki zrzutkom w mediach społecznościowych.

W ubiegłym roku Poznań stracił natomiast inne kultowe miejsce: stołówkę Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w dawnym Collegium Historicum (dziś Collegium Martineum). Stołowali się w niej nie tylko studenci, ale wielcy kraju i świata – przez wiele lat regularnie wpadała tam Krystyna Feldman. Zaglądali do niej także m.in. Tadeusz Mazowiecki, Lech Wałęsa, Hanna Suchocka, Andrzej Łapicki, Jan Miodek, Gustaw Holoubek, Krzysztof Kolberger, Anna Seniuk, Rafał Blechacz, a nawet – Margaret Thatcher, Javier Solana czy Norman Davies. Legenda jednak musiała się wyprowadzić, a na jej miejscu urządziło się Centrum Szyfrów Enigma.

Zobacz też: Parmezan, ostrygi i homary. Tak wyglądała gastronomia w II RP

To oczywiście tylko wybrana garstka przykładów spośród tysięcy mlecznych barów, które przegrały walkę z fast foodami, pandemią COVID-19, czy deweloperskim "wyścigiem zbrojeń". Wśród nich są też i placówki, których żywot dobiegł końca z przyczyn naturalnych – ich właściciele, aktywni od wielu dekad po prostu uznali, że czas na emeryturę. A następców zabrakło.

Legendy miast

Wybrnąć z perypetii udało się natomiast spektakularnie Prasowemu, należącemu dziś do sieci barów Mleczarnia Jerozolimska. Bar ten, otwarty w 1956 r. przy Marszałkowskiej, w 2011 r. miał zostać zamknięty, gdyż jego właścicielka odeszła na emeryturę. Placówka miała jednak tak przywiązaną klientelę, że pewnego dnia goście ponoć wkradli się do zamkniętego baru i sami zaczęli podawać dania.

Ruszyła także fala protestów mieszkańców i grup aktywistów w obronie Prasowego. Udało się – Prasowy przeszedł gruntowny lifting z uwzględnieniem jego charakteru i został ponownie otwarty w 2013 r., serwując dalej klasyki – od domowych zup, przez pierogi, naleśniki, ryż z owocami czy standardowe polskie dania mięsne. Co więcej, współczesny Prasowy wyszedł poza swoją strefę jadłodajni i organizowane są w nim pokazy firmowe, wystawy czy minikoncerty.

Inną stołeczną legendą, która oparła się twardej rzeczywistości, jest Bar Ząbkowski na praskiej Ząbkowskiej, w którym czas zatrzymał się dekady temu. Choć jego wystrój trąci myszką, w godzinach obiadowych trzeba odczekać swoje w kolejce.

Warszawskim studentom pomagają finansowo wiązać koniec z końcem również takie adresy jak Bar Bambino przy ul. Kruczej, Złota Kurka na Marszałkowskiej, Rusałka przy ul. Floriańskiej, czy Biedronka na Ochocie. Zresztą nie tylko młodzież jada w tych barach, przekrój klienteli jest bardzo szeroki – od korpoludków i biznesmenów po seniorów na emeryturach, robotników, a nawet turystów. Słowem, zaglądają do nich równie chętnie biedni, co bogaci, młodzi i starzy, single i całe rodziny.

Natomiast we Wrocławiu kultowym miejscem jest bar Miś, otwarty w 1970 r. przy ul. Kuźniczej, w sąsiedztwie budynków Uniwersytetu Wrocławskiego, który wykarmił kilka studenckich pokoleń. Do dziś działa też popularny wśród żaków i wykładowców bar Mewa przy ul. Drobnera, tuż za Mostem Uniwersyteckim. Po kilku latach zamknięcia w nowej odsłonie zaczęła też znów działać Świnia, znana stołówka studencka przy ul. Wojciecha z Brudzewa. Uratowała ją przebudowa całego kampusu Uniwersytetu Medycznego.

Tymczasem w Lublinie dwa lata temu reaktywowano jedną z legend – stołówkę Trójka, wybudowaną w 1970 r., przy ul. Głębokiej i zamkniętą 35 lat później z powodu niedyskretnego uroku fast foodów.

W Gdańsku od prawie 70 lat tanie i smaczne dania serwuje wspomniany wyżej bar Turystyczny przy ul. Szerokiej, doceniony w ostatnich latach w rankingu "The Best Of Poland" przez brytyjski dziennik "The Guardian", a w Krakowie na posterunku trwa m.in. Krakus, reklamując się w mediach społecznościowych hasłem "Prawdopodobnie najlepszy bar mleczny na świecie".

Choć moda na tanie peerelowskie kantyny i bary mleczne urwała się raptownie na fali nowego millenium, dziś wiele placówek przechodzi reaktywację. Choć trudno się spodziewać, że wrócą żywotnością do epoki Cyrankiewicza czy Gierka, ale z pewnością przed tym formatem szykują się ciekawe czasy. O ile przetrwają ewentualne kolejne pandemiczne obostrzenia.