Są razem od 20 lat, od 13 w związku małżeńskim. Parą zostali pod koniec liceum. Wspólnie wyjechali na studia do Warszawy i tutaj zamieszkali. W przyszłym roku stuknie im 40. Nigdy nie chcieli mieć dzieci.
Edyta: dzieci nie są istotą związku
Oboje rocznik 1985, pochodzą z małego miasta. Zostali parą w 2004 r. i wspólnie wyjechali na studia do Warszawy. Od 20 lat Edyta i Adrian tworzą stabilny, dobry związek. Choć zaliczyli wszystkie klasyczne dla współczesnych milenialsów etapy: wspólne zamieszkanie, ślub, kredyt, nigdy nie zapragnęli mieć dzieci.
Zobacz także: Na myśleniu się kończy. 30— i 40-latkowie powinni zainteresować się swoimi finansami
Czytaj także w BUSINESS INSIDER
— To wyszło naturalnie. Nie musieliśmy omawiać naszej decyzji. Dzieci nie są dla nas istotą związku, zawsze było nam dobrze we dwoje — opowiada Edyta.
Obserwowali znajomych, którzy zostawali rodzicami. Nie odnajdywali w sobie uczucia zachwytu ani zazdrości, raczej poczucie, że ilość obowiązków przy dzieciach – zwłaszcza małych – jest przytłaczająca. Zarwane noce, zajęte wieczory, dom pełen bodźców. Utwierdzali się w przekonaniu, że to nie ich droga.
To nie znaczy, że dzieci nie lubią. Przeciwnie. Adrian jest tym fajnym wujkiem, lubi się wygłupiać. Często słyszy, że byłby świetnym ojcem. Edyta to odpowiedzialna ciocia, która pobawi się, wytłumaczy i odradzi picie coli. Spełniają się w tym, ale na własnych zasadach i nie przez 24 godz. na dobę. Nie czują, że coś tracą, nie myślą, że będą żałować.
— Decyzja, że nie chcemy mieć dzieci, przyszła naturalnie. Zmiany polityczne, społeczne, klimatyczne, jakie zaszły w ciągu ostatnich lat tylko nas w niej utwierdziły — mówi Adrian. — Nie wiem, czy sam chciałbym przyjść na świat, jaki znamy dziś — dodaje.
Ogromna konkurencja na rynku pracy, która zaczyna się już na etapie szkoły podstawowej. Presja na rozwój, samodoskonalenie. Wyidealizowane wizerunki i historie osób znanych z social mediów, a jednocześnie narastające problemy emocjonalne i psychiczne wśród dzieci. Rodzice rozdarci między chęcią zapewnienia najmłodszym jak najlepszego startu i zachowaniem ich niewinności.
— Co jest bardziej egoistyczne? To, że nie mam dzieci, czy to, że sprowadziłabym je na tak wymagający świat? — pyta retorycznie Edyta.
Adrian: w półtora roku spłaciliśmy kredyt na mieszkanie
Edyta jest zatrudniona na uczelni jako pracownik administracyjny. Adrian jest tłumaczem języka angielskiego, od 14 lat prowadzi własną działalność. Nie mają parcia na karierę. Zależy im na stabilnym dochodzie i komfortowym życiu, nie aspirują do luksusów. Luksus to dla nich czas wolny, który mogą spędzić tak, jak chcą i lubią. Z wyścigu szczurów się wypisali.
Zobacz także: Przepiszesz dom, zostajesz z kredytem. Tak rozwodzą się Polki i Polacy
— Żyjemy wygodnie. Nie musimy odmawiać sobie codziennych przyjemności. Jeśli chcemy na czymś oszczędzić, oszczędzamy. Jeśli chcemy kupić produkt premium, to kupujemy. Nie jesteśmy natomiast typem podróżników — zaznacza Edyta.
Z domów rodzinnych wyszli z kapitałem intelektualnym, ale bez zabezpieczenia finansowego. Nie odziedziczyli mieszkań, nie dostali gotówki. Dwa lata temu zaciągnęli kredyt hipoteczny na 20 lat, który udało im się spłacić w półtora roku. Mają poczucie, że jako rodzice mieliby nie tylko dużo bardziej skromny budżet, ale i potrzebę, by oszczędzać, aby zapewnić dzieciom dobry start.
Małżeństwo zgadza się ze stwierdzeniem, że osobom majętnym dużo łatwiej jest zdecydować się na dzieci i zapewnić im dobrą przyszłość. Edyta i Adrian mają poczucie, że swój kapitał dopiero budują i że jest na tyle ograniczony, że nie uchroniłby ich potencjalnych potomków przed kredytem i wyzwaniami finansowymi w bardzo niepewnych czasach — a to nie jest coś, w co chcieliby swoje dzieci wyposażyć.
Edyta: myślę, że tematowi dzieci poświęciłam dużo więcej namysłu, niż niejeden rodzic
Adrian pracuje z domu. Jego zawód cechuje zmienność, ale nie narzeka. Pracy ma dużo, choć jest dość nieprzewidywalna. Jednego miesiąca może być jej nawet dwa, trzy razy więcej niż poprzedniego. Edyta codziennie chodzi do biura. Czują, że zwyczajnie nie mieliby sił ani przestrzeni, by po pracy zajmować się dziećmi.
— Rynek pracy jest wymagający. Przechodzenie przez kolejne etapy rozwoju kariery, szczególnie na początku, jest trudne i męczące, także fizycznie. Zadaliśmy sobie pytanie, czy mamy siłę na kolejne obowiązki. Zgodnie stwierdziliśmy, że nie — opowiada Edyta.
Adrian jako freelancer nie ma kolegów i koleżanek z biura, z którymi mógłby porównywać swoje położenie. Co ciekawe, w jego środowisku zawodowym jest sporo osób — kobiet i mężczyzn — które nie mają dzieci z wyboru. U Edyty wprost przeciwnie. Obserwuje, że koleżanki częściej niż ona znikają na zwolnienia albo wychodzą wcześniej z pracy, ale nie czuje się przez to dyskryminowana.
— Mają trudniej, więc mogą mieć z tego tytułu jakieś przywileje. Siedzenie z chorym dzieckiem w domu to nie jest sytuacja, której mogłabym pozazdrościć — przekonuje.
Zobacz także: Pracują głównie dla pieniędzy i ciągle korzystają z pomocy rodziców. Oto portret polskich 30— i 40-latków
Swojej mamie kupiła kubek z napisem "Mama — najtrudniejszy zawód świata". I faktycznie tak myśli. Gdyby miała dzieci, nie chciałaby być mamą przeciętną. Uważa, że szkoda pakować się w jakąś rolę i być potem z siebie niezadowoloną. Jest przekonana, że rola matki nie jest dla każdej kobiety.
— Mam wrażenie, że większość ludzi nie myśli o tym za wiele, w wyzwaniach rodzicielstwa odnajduje się na bieżąco. Być może gdyby rozważyli najpierw wszystkie "za" i "przeciw", podjęliby inną decyzję — mówi Edyta. — W pokoleniu naszych rodziców była bardzo niska świadomość tego, jak odpowiedzialnym zadaniem jest wychowanie dziecka. My to zrozumieliśmy i wyciągnęliśmy wnioski z ich doświadczeń — dodaje.
Podkreśla, że wychowali się w pełnych, ciepłych rodzinach. Edyta ma pięcioro rodzeństwa, z czego troje zostało już rodzicami. Adrian ma młodszego brata. Jak przekonują, korzeni ich decyzji o bezdzietności nie należy się doszukiwać w pierwszych latach życia. Uważają, że współcześnie dorastanie jest o wiele bardziej skomplikowane, niż w latach 90.
Adrian: nie odpowiada nam podejście "jakoś to będzie"
W weekend fundują sobie leniwe poranki. Śniadanie potrafią zjeść dopiero w południe. Jeśli mają akurat ochotę, smażą naleśniki. Innym razem stołują się na mieście, bez pośpiechu i presji czasowej. Mają dużo czasu dla siebie, na swoje hobby i na proste przyjemności. I czasem tylko trochę brakuje im relacji towarzyskich.
Rodzina Adriana nigdy nie naciskała. Rodzice Edyty początkowo mieli trudności, by zaakceptować jej decyzję. Stopniowo zmienili podejście. Był czas, kiedy koleżanki pytały Edytę, kiedy przyjdzie jej kolej. Dziś już nie ma takich sugestii, ale też kontakty się rozluźniły. Młode mamy mają mniej czasu na życie towarzyskie, wspólne wyjazdy z ich rodzinami okazywały się trudne do zorganizowania. Wieczorne wyjścia umarły. Edycie jest trochę przykro, ale rozumie i cierpliwie czeka. Liczy, że kiedy dzieci podrosną, odzyska koleżanki.
Małżonkowie nie chcą iść przez życie z myślą "jakoś to będzie". Nie odpowiada im narracja, że skoro inni mogli wychować gromadkę dzieci na 20 m kw., oni też dadzą sobie radę. Nie chcą dawać rady ani żeby było "jakoś". Chcą żyć — wygodnie i po swojemu.
— Rodzice mówią: było was dużo i zobacz, wykształciliście się, znacie języki, podróżujecie. Ta narracja pomija jednak istotny aspekt, czyli naszą pracę. Dojście tu, gdzie jesteśmy, kosztowało nas sporo wysiłku. Teraz chcielibyśmy coś z tego mieć — zauważa Edyta.
Małżeństwo jest zdania, że dzieci nie są gwarancją opieki na starość, a o spokojną emeryturę należy zadbać wcześniej. Nie zamierzają liczyć na niczyją pomoc, czują, że sami muszą odłożyć środki, które zabezpieczą ich pod koniec życia. A czy szklankę wody poda im opiekunka w domu spokojnej starości, czy też autonomiczny robot AI, to już inna historia.
Autor: Anna Anagnostopulu, dziennikarka Business Insider Polska
Dziennikarka Business Insider Polska. Biznes, finanse osobiste, zrównoważony rozwój
Więcej artykułów tego autora