Kryzys na Mazurach. "Turyści przyjeżdżają z grillami z Biedronki. Zamiast wynająć kajak, kąpią się w rzece"
Po słabym początku sezonu coraz więcej turystów spędza urlop na Mazurach, ale nie widać ich jeszcze tylu, co przed rokiem. — Liczą się z pieniędzmi, nie chodzą do restauracji, a zamiast wynająć kajak, wolą wykąpać się w rzece — uważa jeden z przedsiębiorców.
- Część osób związanych z lokalnymi usługami turystycznymi ocenia, że tego lata na Mazury przyjechało nieporównanie mniej turystów niż w poprzednich sezonach
- Ich zdaniem, dotyka to całej branży, ale najgorzej jest z gastronomią, bo koszty i ceny wzrosły, a turyści zaczęli oszczędzać
- To dotyka przedsiębiorców, którzy nie mogą zarobić tyle, co w ubiegłych latach
- Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
— Przyjeżdżają z grillami z Biedronki, z prowiantem, do restauracji nie chodzą. Zamiast wynająć kajaki, wolą się wykąpać w rzece albo pójść na spacer do lasu. A jednocześnie — mimo tego, że jest kryzys — oczekują wygody, pod namiotem nikt nie chce nocować — opowiadał PAP przedsiębiorca turystyczny z okolic Piecek.
Jeszcze w połowie lipca, w wielu wypoczynkowych miejscowościach nie było widać tłumów letników, nie było też problemów ze znalezieniem noclegu, miejsca na parkingu czy w kawiarni.
— Pracuję tutaj od ponad 30 lat, ale tak złego sezonu jeszcze nie było. Myślę, że ludzie nie przyjeżdżają, bo po prostu ich nie stać. Narzekają, że wszystko jest drogie — powiedziała PAP Jadwiga Krzywińska-Kobus z Parku Dzikich Zwierząt Kadzidłowo, który jest prywatnym ogrodem zoologicznym na terenie Puszczy Piskiej.
Opinii o "pustkach na Mazurach" nie potwierdzają jednak statystyki. Jednym z takich mierników jest liczba żeglarzy i motorowodniaków pływających po Wielkich Jeziorach Mazurskich. Można ją oszacować m.in. na podstawie jachtów przechodzących przez śluzy.
— Nie zauważamy mniejszego ruchu na naszych obiektach hydrotechnicznych. Wręcz przeciwnie, przez śluzy Guzianka I i Karwik od początku sezonu żeglugowego prześluzowanych zostało więcej jednostek pływających niż w analogicznym okresie przed rokiem. Być może wpływ na to ma zwolnienie wszystkich użytkowników śródlądowych dróg wodnych z opłat za śluzowanie — poinformowała rzeczniczka RZGW Wody Polskie w Białymstoku Agnieszka Giełażyn-Sasimowicz.
Zwiedzających liczy u siebie na bieżąco nadleśnictwo Srokowo, zarządzające popularnym wśród turystów terenem dawnej kwatery Hitlera w Gierłoży. — Obserwujemy, że w Wilczym Szańcu ruch turystyczny zmniejszył się o około 10 proc. w stosunku do zeszłego roku — przekazał PAP nadleśniczy Zenon Piotrowicz.
W jego ocenie, w przypadku krajowych turystów widoczne są zmiany wakacyjnych zachowań. — U nas ceny biletów wstępu nie wzrosły, ale wyższe koszty zakwaterowania czy wyżywienia powodują, że turystów jest mniej. Na Mazury przyjeżdżają najwyżej na tydzień, a nie na dwa tygodnie jak wcześniej i próbują na czymś oszczędzać — wyjaśnił.
Zobacz także: Efekt drożyzny na wakacjach. Ludzie skracają pobyty
W tym roku w Gierłoży jest o wiele mniej zagranicznych wycieczek autokarowych, które zwykle stanowiły jedną trzecią gości. — Wiadomo, że turysta z Francji czy Niemiec, który szuka oferty wypoczynku i patrzy na mapę, ze względu na wojnę na Ukrainie i niespokojny czas, wybierze np. Majorkę, a nie miejsce 20 km od granicy z Rosją — przyznał Piotrowicz.
Mimo, że chętnych na spływy rzeką Krutynią nie ma tylu, co w najlepszych latach, to i tak przy słonecznej pogodzie, miejscami — jak co roku — zdarza się "ruch jak na Marszałkowskiej".
— Ja na turystów nie narzekam, jestem zadowolony, choć z rekordowym sezonem nie ma co nawet porównywać. Na ten weekend mamy pełne obłożenie miejsc noclegowych — powiedział PAP Artur Damszel ze Stanicy Wodnej PTTK w Sorkwitach.
Jak dodał, na kajakach ruch jest trochę mniejszy. Turyści przyjeżdżają na krócej, częściej przebywają w ośrodku, a zamiast długich spływów wybierają pojedynczy odcinek, np. z Sorkwit do Bieniek.
O rosnącej z każdym tygodniem liczbie osób odwiedzających Mazury mogą świadczyć dane z Centrum Promocji i Informacji Turystycznej w Giżycku, które regularnie sprawdza tzw. obłożenie bazy noclegowej, czyli zajęte miejsca w hotelach, ośrodkach i pensjonatach. W pierwszy weekend lipca w powiecie giżyckim wynosiło ono zaledwie 53 proc., w kolejny — 73 proc., a w ostatni — już ponad 91 proc.
- Na Mazurach większe natężenie ruchu turystycznego zawsze następowało w okolicach drugiego weekendu lipca. Nasze analizy przyrostów obłożenia pokazują, że na pewno coś drgnęło. Jeśli trend się potwierdzi, to ten weekend będzie najtrudniejszym z dotychczasowych do znalezienia wolnego miejsca. Zakładam, że dobijemy wtedy do przynajmniej 95 proc. obłożenia — powiedział PAP dyr. giżyckiego centrum Robert Kempa.
Jego zdaniem, można przewidywać, że obecny sezon na Mazurach finalnie nie będzie rekordowy, ale też nie będzie to "sezon ruiny i zapaści".
- Jeżeli ktoś wyjdzie z tego sezonu naprawdę poturbowany, to gastronomia. Obłożenie stolików jest zdecydowanie niższe, a od restauratorów dostajemy sygnały o takich prognozach wzrostu rachunków za gaz, że dziwię się, jak taki lokal jeszcze funkcjonuje — stwierdził Kempa.