Niemcy zaskoczeni na świątecznych zakupach. "Czegoś takiego jeszcze nie było"
Okres przedświąteczny to zwykle wyjątkowo intensywny czas dla sklepów. Po zakupy przychodzą tłumy klientów, a półki uginają się pod towarami. Tym razem w Niemczech jest jednak inaczej. Wszędzie widać braki w asortymencie, a czasem są nawet ograniczenia dla kupujących.
- W niemieckich sklepach widać coraz więcej pustych półek
- Odwiedziliśmy kilka marketów i dyskontów. Choć nigdzie nie można mówić o dramatycznej sytuacji, to w każdym sklepie widzieliśmy wyraźne braki w asortymencie
- Najczęściej brakuje oleju, ale są też problemy z ryżem, mąką, masłem, a nawet z rybami czy ze słodyczami
- "Takich świątecznych zakupów to jeszcze nie było" – opowiadają nam klienci niemieckich sklepów
- Więcej takich informacji znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Pojechaliśmy do kilku niemieckich sklepów wielkopowierzchniowych. W każdym z nich zauważyliśmy, że niektórych towarów brakuje – choć czasem pracownicy sklepów robią wiele, by nie było to za bardzo widoczne.
Niemal wszędzie brakuje oleju rzepakowego czy słonecznikowego – ten problem zresztą był już dość szeroko opisywany. Handlowcy w Niemczech ostatnio jednak po prostu zapełnili innymi towarami przestrzenie, w których niegdyś był olej. Tak, aby nie straszyć klientów pustkami.
Czasem pojawiają się też zamienniki. Większość tego typu towarów pochodziła do niedawna z importu z Ukrainy czy z Rosji, dlatego też teraz z olejem jest taki problem. W sklepie Kaufland w mieście Pasewalk wystawiono za to olej rzepakowy Rügener rapsöl, wyprodukowany w niemieckiej Rugii. Problem? Jest on zdecydowanie droższy niż oleje, które do tej pory kupowali Niemcy. Półlitrowa butelka kosztuje aż 8,5 euro (ok. 40 zł). Przed wojną w Ukrainie Niemcy kupowali taki olej i za 1,5 euro.
Nie tylko oleju brakowało w Kauflandzie. Niemal w każdym dziale dało się znaleźć puste półki. Przy kasach brakowało też niektórych słodyczy, choć tradycyjnie te działy były wypchane po brzegi.
Problemy z makaronami i musztardą
Market sieci Rewe w Pasewalku. Ta marka przeznaczona jest dla nieco zamożniejszych konsumentów, a ceny są wyraźnie wyższe niż w Kauflandzie. Jednak i tu widać wyraźne braki.
Oczywiście oleju rzepakowego czy słonecznikowego dostać nie można – nie ma nawet tego z Rugii.
Wyraźnie brakuje niektórych makaronów, wiele półek po prostu jest pustych. Brak też niektórych rodzajów mąki czy karmy dla zwierząt. Co ciekawe, w sklepie Rewe zupełnie wykupione zostały też musztardy.
W dyskontach nie jest lepiej. Weźmy sieć Aldi, w której przy wielu towarach są adnotacje, że jeden klient może brać co najwyżej dwie sztuki danego towaru. Nie zawsze to jednak pomaga – liczne półki są puste. Są problemy z ryżem, niektórymi mąkami czy mrożonkami.
Pustki były też w działach z warzywami, mrożonkami czy nawet wędlinami. Co ciekawe, w sklepie Aldi został zupełnie wykupiony ajerkoniak, który Niemcy lubią pić podczas Wielkanocy.
Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo
Odwiedziliśmy też dyskont sieci Netto w mieście Löcknitz. Tam sytuacja była nieco lepsza niż u konkurencji, ale puste półki też się zdarzały. Nie było niektórych makaronów czy sosów do mięs.
Czemu w Niemczech są puste półki?
Klienci sklepów, z którymi rozmawialiśmy, nie kryli zaskoczenia. Przyznawali, że "w święta jeszcze takich sytuacji nie było". Owszem, podczas początków pandemii były kłopoty z konserwami czy z papierem toaletowym, ale tu szybko udało się opakować sytuację.
Skąd więc wzięły się dzisiejsze problemy? Na pewno wpływ ma tu wojna w Ukrainie, która sprawia, że trudniej dostępne są niektóre towary, jak słynny już w Niemczech olej.
To jednak daje tylko częściową odpowiedź. Jak podkreślają niemieckie media, ciągle nakręcana jest spirala paniki. Skoro mówi się, że towarów brakuje, to klienci chcą je "chomikować". Skoro kupują towary na zapas, brakuje ich sklepach. I tak w kółko.
Co napędza tę spiralę? Na pewno wspomniana wojna w Ukrainie, a więc problemy z dostawami i niepewność, ale nie tylko. Niemcy zmagają się z bardzo wysoką inflacją, która w marcu wyniosła 7,3 proc. Skoro artykuły są coraz droższe, klienci kupują je na zapas, bo wiedzą, że za miesiąc czy dwa zapłaciliby jeszcze więcej. To sprzyja "chomikowaniu" tych towarów, które długo można trzymać w domu – jak konserwy czy makaron.
Skoro ludzie tak szybko wykupują towary na zapas, pojawia się widmo niedoborów w sklepach. To, paradoksalnie, powoduje, że klienci chcą "chomikować" jeszcze więcej towarów.
Kiedy spirala się wreszcie przerwie? – Ta Wielkanoc jest dziwna. Miejmy nadzieję, że Boże Narodzenie już będzie normalne – uśmiecha się jedna z ekspedientek.
Zobacz także: Specjalna nagroda od Biedronki. Tyle dostanie każdy pracownik