Kup subskrypcję
Zaloguj się

Koronawirus znów straszy Europę. Jak siódma fala uderzy w polską gospodarkę?

Kolejne państwa Europy notują skokowy wzrost zachorowań na koronawirusa. Ten zdążył już zmutować i obecnie zarażają nas warianty BA.4 i BA.5. Letnia fala covid niesie obawy o konsekwencje dla polskiej i światowej gospodarki. Choć eksperci są zdania, że nie należy spodziewać się powrotu surowych restrykcji przeciwpandemicznych, siódmej fali nie przejdziemy bezkosztowo. Zamiast wyczekiwać normalności rozumianej jako stan sprzed 2020 r., warto już teraz przestawić swoją codzienną pracę i całą gospodarkę na tryb, w którym koronawirus jest nieodłączną częścią naszego życia.

Zdążyliśmy już odzwyczaić się od maseczek, a zdaniem eksperta warto do nich wrócić, przynajmniej w środkach komunikacji zbiorowej.
Zdążyliśmy już odzwyczaić się od maseczek, a zdaniem eksperta warto do nich wrócić, przynajmniej w środkach komunikacji zbiorowej. | Foto: VIEW press / Getty Images

Niemcy i Francja — 130 tys. przypadków na dobę. Włochy — 80-90 tys. To statystyki zachorowań na COVID-19 z ostatnich tygodni. W Polsce liczba nowych zakażeń jest na razie znacznie niższa i w minionym tygodniu przekraczała tysiąc przypadków dziennie. Jak jednak przyznał na piątkowej konferencji prasowej minister zdrowia Adam Niedzielski, wskaźnik R, mówiący o tempie reprodukcji wirusa, zwiększył się do poziomu bliskiego 1,5, jednego z najwyższych, jakie obserwowaliśmy w trakcie pandemii. We wtorek 12 lipca dane Ministerstwa Zdrowia mówiły już o ponad dwóch tys. zakażeń.

— Jeśli popatrzymy na światowe dane, wyraźnie widać, że mamy do czynienia z kolejną falą wzrostu zachorowań. W szczególności w Ameryce, Kanadzie i państwach zachodnio-europejskich — mówi w rozmowie z Business Insider Polska dr n. med. Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. Zagrożeń Epidemiologicznych. — Za falę, która trwała od stycznia do marca, odpowiadał wariant Omikron BA.2. W ciągu czterech miesięcy zmutował i teraz mamy do czynienia z wariantami BA.4 i BA.5. Ten ostatni wariant jest bardziej zakaźny niż poprzednie, a dodatkowo obserwujemy spadek odporności ozdrowieńców i osób zaszczepionych. Minęło już pięć, sześć miesięcy od przyjęcia ostatniej dawki szczepionki, dlatego rośnie podatność na koronawirusa — tłumaczy specjalista.

"[...] nowa fala COVID-19 nie wzbudziła jak dotąd alarmu, ponieważ nie przełożyła się (jeszcze) na wzrost liczby zgonów. Wynika to stąd, że infekcja pierwszymi odmianami koronawirusa Omikron (czyli w na początku 2022) zapewnia częściową odporność na jego odmiany dominujące obecnie" — czytamy w raporcie przygotowanym przez analityków banku Pekao SA.

Nowe zachorowania na COVID-19 w Europie w przeliczeniu na mln mieszkańców
Nowe zachorowania na COVID-19 w Europie w przeliczeniu na mln mieszkańców | Bank Pekao S.A.

Fala zachorowań w lipcu potwierdza to, co lekarze mówili już wcześniej — wirus nie jest sezonowy i nie atakuje jedynie jesienią i zimą. Te miesiące sprzyjają rozwojowi pandemii choćby ze względu na fakt, że więcej czasu spędzamy wtedy w zamkniętych pomieszczeniach. Nie oznacza to jednak, że wirus ginie w wysokich temperaturach. Część nowych odmian koronawirusa narodziła się w Afryce. Obecny wariant pochodzi z RPA. Rozluźnienie pandemicznych restrykcji w okresie wakacyjnym, przynajmniej z epidemiologicznego punktu widzenia, nie jest więc uzasadnione.

�� Moment na prewencję jest wtedy, kiedy fala wzrostów dopiero się zaczyna. Kiedy jest już rozwinięta, jak choćby w Niemczech, można tylko minimalizować straty — mówi dr Grzesiowski. — To jak ze stopami procentowymi i inflacją. Jeśli przegapi się moment rozpędzania wzrostu cen, działania prewencyjne nic już nie pomogą — dodaje.

Niepokojące sygnały z zakładów pracy

Sytuacja w Europie niepokoi, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę sezon urlopowy, który sprzyja podróżom, a więc o rozprzestrzenianiu się koronawirusa między państwami. Pozytywnym czynnikiem zapobiegającym wzrostom zachorowań jest fakt, że dzieci w wieku szkolnym mają wakacje. Unikamy więc dużych skupisk osób, które chorują skąpoobjawowo, przez co zarażają kolejne.

— Obecnie najłatwiej zarazić się w środkach komunikacji — autobusach, tramwajach, metrze czy samolotach. Do tego dochodzą konferencje, zjazdy, koncerty i wystawy. Już mamy sporo pacjentów z dużych koncertów i konferencji — mówi dr Paweł Grzesiowski. Zdaniem eksperta Naczelnej Rady Lekarskiej teraz jest ostatni moment, kiedy możemy w Polsce podjąć działania zapobiegawcze.

— Można wrócić do pracy online, zrezygnować ze spotkań w dużych grupach, wprowadzić obowiązek noszenia maseczek w środkach transportu publicznego i w zamkniętych przestrzeniach. Do tego należy wrócić do powszechnego, szybkiego, bezpłatnego testowania. Bardzo skutecznym narzędziem powstrzymywania rozwoju pandemii były testy przesiewowe w zakładach pracy. A teraz znów pracownicy zarażają się nawzajem — zauważa lekarz. — Już dziś w miejscach, gdzie pracują duże grupy osób, widać absencję chorobową. Na to nakładają się urlopy. Jeśli zachoruje więcej osób, nie ma możliwości, by nie przełożyło się to na funkcjonowanie zakładów pracy i w konsekwencji na gospodarkę — podkreśla specjalista.

Dalsza część artykułu znajduje się poniżej materiału wideo:

Wzrost liczby zakażeń potwierdza Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie. – Ostatnie dni przynoszą dość niepokojące doniesienia z kilku firm zrzeszonych w Izbie. Przypadków COVID-19 jest coraz więcej, a w obecnej sytuacji trudno o procedury bezpieczeństwa, nie ma także wypracowanego systemu kierowania pracowników na kwarantannę czy na testy. Przedsiębiorcy działają więc intuicyjnie, a to może być niebezpieczne, gdy jesienią dojdzie do jeszcze większej liczby zachorowań – mówi Mojsiuk, cytowana w komunikacie Izby. Jak przyznaje, w obliczu bieżących problemów, jakimi są inflacja, przerwane łańcuchy dostaw, wysokie ceny surowców i wojna w Ukrainie, wielu przedsiębiorców zdążyło zapomnieć, że jeszcze na początku roku jednym z ich głównych zmartwień była pandemia COVID-19.

Prezes Północnej Izby Gospodarczej dodaje, że w tylko w ubiegłym tygodniu otrzymała informacje od trzech dużych firm w regionie, w których w ostatnim czasie pojawiły się przypadki zakażenia koronawirusem. Hanna Mojsiuk nie widzi jednak sensu w kolejnych lockdownach. Namawia za to przedsiębiorców do większej wyrozumiałości wobec pracowników zgłaszających gorsze samopoczucie. Podkreśla też potrzebę szybkiego uregulowania przepisów dotyczących pracy zdalnej, by pracodawcy mieli jasną ścieżkę postępowania, gdy jesienią pandemia się rozwinie.

Lockdown nam nie grozi

Analitycy banku Pekao w swoim raporcie oceniają, że — dzięki wyszczepieniu europejskich społeczeństw — przynajmniej do jesieni lockdown nam nie grozi. "Zwłaszcza że nastroje społeczne są bardzo złe i przywrócenie takich obostrzeń napotka silny opór polityczny. Prawdopodobne są natomiast ponowne kampanie szczepień – tym razem czwartą dawką – i przywrócenie restrykcji sanitarnych w podróżach zagranicznych, czyli konieczność pokazywania dowodów szczepień (które się przedawniają) lub aktualnego testu" — czytamy w analizie.

Także dr Paweł Grzesiowski jest zdania, że powszechny lockdown nie ma w Polsce sensu. To narzędzie skuteczne w momencie, kiedy pojawiają się pierwsze przypadki. — Tak robią państwa azjatyckie — duszą falę w zarodku. Lockdown musi być jednak bardzo wczesny i bardzo szczelny — podkreśla ekspert. Jeśli nie obejmie pierwszych przypadków zachorowań, zainfekowani zarażają swoich bliskich, a ci kolejne osoby ze swojego otoczenia i rozpowszechniania się pandemii nic już nie zatrzyma.

— Dane z Azji pokazują, że umiejętnie stosowany lockdown jest znacznie mniej kosztowny niż nasze rozwiązania. Kiedy gospodarka zamykana jest zbyt późno, przedsiębiorcy ponoszą straty, a wirus i tak się rozprzestrzenia — dodaje lekarz.

Dr Grzesiowski radzi wszystkie wydarzenia organizować na otwartej przestrzeni, jeśli to możliwe — w mniejszych grupach. Zamiast wspólnego biesiadowania przy stołach, bardziej bezpieczna jest konsumpcja na stojąco. Tam, gdzie jesteśmy zamknięci z innymi osobami na niewielkiej przestrzeni, warto stosować maski.

— Sam byłem uczestnikiem kilku branżowych spotkań i też jestem spragniony kontaktu z ludźmi — przyznaje Paweł Grzesiowski. — Jestem jednak zdania, że jako świat zachodni przegrywamy z wirusem, bo ulegamy zachciankom, pokusie towarzyskiej i nie rozumiemy, że nie ma już powrotu do życia sprzed pandemii — podkreśla.

Nie ma powrotu do "normalności"

Co więc czeka nas w kolejnych miesiącach? Jesień może przynieść kolejne wzrosty zachorowań, ale i nowe warianty koronawirusa. Ten ciągle się zmienia, poprawiając sposób wiązania z ludzką komórką. — Na tym polega ewolucja. Będzie się ulepszał, póki nie osiągnie stanu idealnego. Czy zajmie mu to rok, dwa czy pięć, tego niestety nie wiemy. Ma wiele cech, które predestynują go do przetrwania — atakuje i ludzi i zwierzęta, potrafi przetrwać długo w organizmie, jednocześnie krążą starsze i nowsze wersje. Najpewniej zostanie z nami na lata, a nawet wieki. Dlatego musimy szykować się na długi dystans i już teraz przestawić gospodarkę tak, by była odporna na wirusa — podkreśla ekspert.

Jego zdaniem zamiast żyć w oczekiwaniu na powrót do normalności znanej nam sprzed 2020 r., trzeba przekonstruować wiele dziedzin życia. Pierwszy krokiem powinno być zrozumienie, że równie ważnym dla naszego zdrowia elementem, jak czysta woda i żywność, jest powietrze. Musimy zacząć dbać, by nie stanowiło rezerwuaru do przenoszenia wirusów i zainwestować w technologie służące jego oczyszczaniu.

— To oznacza duże inwestycje, ale też szansę dla gospodarki. Jeśli pójdzie wyraźny sygnał od władz, że na przykład w każdej szkole muszą być oczyszczacze powietrza, to da napęd do produkcji tego sprzętu, rozwinie się też ich serwis — wymienia dr Grzesiowski. — Tak jak nikt dziś nie ma wątpliwości, że należy uzdatniać wodę, to samo powinno być z powietrzem. A gdybyśmy o nie zadbali, mielibyśmy szansę zakończyć pandemię — konkluduje.