Kup subskrypcję
Zaloguj się

Problem przewalutowania kredytów frankowych powróci za rok

Zwrot spreadu (różnica pomiędzy ceną kupna i sprzedaży waluty) pobranego przez banki przy kredytach udzielonych w latach 2000-2011, wprowadzenie limitu wysokości kredytu do 350 tys. zł, oraz przyznanie odsetek spreadowych w wysokości połowy odsetek ustawowych, jako rekompensata za spadek wartości pieniądza w czasie i utracone korzyści – to główne założenia prezydenckiego projektu ustawy frankowej. Ale nie tego oczekiwali wyborcy.

Na przewalutowanie kredytów trzeba będze poczekać
Na przewalutowanie kredytów trzeba będze poczekać | Foto: Pacific Press / Getty Images

Przewalutowanie kredytów zostało odłożone na co najmniej rok, ale ustawodawca zapowiedział, że zostaną wprowadzone działania nadzorcze, które „zmuszą banki do dobrowolnej konwersji kredytów.”

Przymuszenie do dobrowolności, czyli zamiana kija na bat?

Projektodawca tłumaczy, że przy formowaniu propozycji dla „frankowiczów” wziął pod uwagę ryzyko Brexitu i niebezpieczną sytuację w sektorze bankowych we Włoszech i uznał, że w takim otoczeniu konwersja kredytów jest po prostu niemożliwa.

Sprawę odroczono zatem na co najmniej rok. W tym czasie banki mają same przejąć inicjatywę. Prof. Adam Glapiński, prezes NBP tłumaczy:

Przewalutowanie kredytów powinno jednak nastąpić w rozsądnym czasie i będzie miało miejsce. Posłużą temu odpowiednie i zdecydowane działania podjęte w konsultacji z Komitetem Stabilności Finansowej. 

Działania te dostarczą bankom silnych bodźców do samodzielnej restrukturyzacji kredytów na drodze negocjacji z klientami.

Projekt zakłada, że banki zostaną „zmuszone do dobrowolnego przewalutowania kredytów” przez specjalne regulacje, które każą im podnieść wymagania kapitałowe w przypadku utrzymywania portfela kredytów walutowych.

Najlepszym sposobem na podwyższenie wymogów kapitałowych miałoby być zwiększenie wag ryzyka, czyli parametru determinującego, w jakim stopniu dany składnik aktywów banku musi być pokryty kapitałami.

Problem pod dywanem, święty spokój jest

Projektodawca zakłada, że podniesienie kapitałów będzie wiązać się z tak dużymi kosztami, że banki same pójdą po rozum do głowy i zaczną negocjacje z klientami. W pierwszej kolejności ugody mają być podejmowane z tymi, którzy pomocy faktycznie potrzebują.

W rzeczywistości jednak projekt opiera się na sporej naiwności. To nie samo przewalutowanie stanowiło przecież problem dla obu stron, lecz kurs, po jakim się go przeprowadzi.

- Bankom będzie zapewne zależało, żeby zamienić aktywa frankowe na złotowe, ale nie będą zmuszone do stosowania kursu istotnie odbiegającego od rynkowego. Zwykły klient zawsze ma słabszą pozycję negocjacyjną w rozmowie z bankiem, dlatego nie sądzę, żeby przez rok obowiązywania „dobrowolności” przy restrukturyzacji kredytów ich struktura walutowa uległa istotnej zmianie – uważa Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji w Investors TFI.

Ekspert dodaje, że w tym wypadku „kij” na banki musiałby być znacznie potężniejszy, lub ewentualnie „marchewka” bardziej dorodna. Kredytobiorcy będą woleli poczekać rok, na zapowiadane przez władze kolejne bardziej przymusowe rozwiązania, w nadziei na uzyskanie lepszego kursu wymiany.

- Z tej perspektywy, nową propozycję można potraktować jak sposób na przeczekanie i rozmycie problemu – dodaje Jarosław Niedzielewski.

Idea szczytna, obawy słuszne

Z drugiej strony idea, która przyświecała twórcom projektu ustawy o kredytach walutowych, wydaje się rozsądna. Chęć zachowania wysokiego poziomu stabilności polskiego sektora finansowego w obliczu ryzyka Brexitu, oraz problemów we włoskim sektorze bankowym, rzeczywiście jest odpowiedzialnym podejściem.

Zwrot opłat spreadowych powiększonych o odsetki będzie kosztował banki „zaledwie” 4 mld zł, co daje po kilkaset milionów złotych wydatku na poszczególną instytucję. Poprzednie propozycje zakładające przewalutowanie z uwzględnieniem tzw. „kursu sprawiedliwego” obciążały sektor kwotą rzędu nawet 70 mld zł.

Tyle banki zwrócą kredytobiorcom
Tyle banki zwrócą kredytobiorcom | Business Insider Polska / Mariusz Olszewski

Ale nie tego oczekiwali wyborcy i nie to „obiecywał” Andrzej Duda podczas kampanii prezydenckiej. Problem kredytów we frankach miał być załatwiony „bezkompromisowo”, bez względu na okoliczności. Dziś rozczarowanych „frankowiczów” trudno będzie przekonać nawet najbardziej merytorycznymi argumentami. A odwleczenie problemu w czasie nie oznacza, że go zupełnie nie ma.

- Trzeba mieć świadomość, że kredyty walutowe mogą stać się w pewnym momencie problemem systemowym, szczególnie wtedy, gdy stabilna i względnie silna waluta nie będzie traktowana przez polityków, jako wartość, o którą należy się troszczyć. Szkopuł w tym, że nie zawsze my sami jesteśmy odpowiedzialni za pozycję złotego w relacji do innych walut. Czasami stajemy się zakładnikiem zmian o globalnym zasięgu, tak jak to ma miejsce od kryzysu z 2008 r. – ostrzega Jarosław Niedzielewski.

Banki zapłacą 4 mld zł, Kowalski dostanie 8 tys. zł

Na razie jednak „frankowicze”, ale też posiadacze kredytów mieszkaniowych w innych walutach (np. w euro), muszą się zadowolić tym, co dostali. A co w ogóle dostali? Banki będą musiały oddać im nieprawnie naliczony spread.

Zwrot spreadów będzie obliczany do zobowiązania początkowego o równowartości 350 tys. zł, przypadającego na jedną osobę. Jeśli ktoś wziął kredyt na 500 tys. zł, to od nadwyżki, czyli 150 tys. zł, rekompensaty nie otrzyma. Jeśli stroną umowy kredytowej jest np. małżeństwo to wówczas limit zostanie podwojony.

Do obliczonej kwoty z tytuły zwrotu spreadów doliczone zostaną odsetki w wysokości połowy ustawowych. Powstała w ten sposób suma zostanie odjęta od kwoty kredytu pozostałego do spłaty. Kredytobiorcy, w przypadku których suma kapitału pozostałego do spłaty jest niższa od kwoty zwrotu, otrzymają pieniądze w gotówce. Na zwrot spreadów mogą liczyć także ci, którzy już spłacili kredyt.

O jakich kwotach mowa? Biorąc pod uwagę, że samych kredytów frankowych jest około 550 tys., a szacowane przez kancelarię prezydenta koszty z tytułu zwrotu spreadów wyniosą około 4 mld zł, to w uproszczeniu można założyć, że przeciętnie do kieszeni „frankowicza” wróci około… 8 tys. zł.

WARTO WIEDZIEĆ:

Porównaj najlepsze oferty wymiany walut w kantorach internetowych, uwzględniając wszystkie koszty transakcji tj. bieżące kursy walut, marże kantorów, koszty przelewów międzybankowych.