Pranie brudów, ogromne pieniądze i... "detektyw" Rutkowski w akcji. Rodzinna wojna w Druteksie
W każdej firmie dochodzi do konfliktów, zwłaszcza gdy chodzi o władzę, ale takiego rodzinnego prania brudów polski rynek jeszcze nie widział. Mamy tu wszystko, co potrzebne jest do nakręcenia polskiej wersji serialu "Dynastia" - wielki biznes, jeszcze większe pieniądze, skłóconą rodzinę, serię oskarżeń... Jest wykupiony w prasie kuriozalny wywiad z samym sobą. Są też interwencje zamaskowanych ludzi, którzy pracują dla Krzysztofa Rutkowskiego. A tam, gdzie pojawia się były detektyw... to wiedz, że coś się dzieje.
Wojna domowa
Zaczyna się sensacyjnie. Przed siedzibą spółki Drutex w niewielkim 17-tysięcznym Bytowie (woj. pomorskie) parkują samochody firmy byłego detektywa Krzysztofa Rutkowskiego (stracił licencję kilka lat temu za prowadzenie bezprawnej działalności detektywistycznej, a kilkanaście miesięcy temu właśnie m.in. za to został skazany - red.). W kolumnie jest szary Hummer do zadań specjalnych (na boku widnieje napis "special operations"), który wygląda, jakby dopiero co wrócił z zagranicznej misji wojskowej. To musi budzić respekt. Z samochodów wysiada kilkunastu panów w kominiarkach, a część z nich staje przed wejściem do siedziby Druteksu. Wszystko to wygląda jak zdecydowany przerost formy nad treścią.
Cel jest jeden - zablokować próbę wrogiego przejęcia spółki i uniemożliwić udział części akcjonariuszy (wśród nich jest przewodnicząca Rady Nadzorczej, żona prezesa Druteksu, która od lat jest z nim w separacji - red.) w nadzwyczajnym walnym zgromadzeniu firmy.
Ten cel udaje się zrealizować, a w oficjalnym oświadczeniu spółki przeczytamy później, że "dzięki pomocy profesjonalnych podmiotów (...) udało się zapobiec tragedii i zachować wiarygodność firmy, która jest największym pracodawcą w Bytowie i w regionie".
Nie tylko zresztą w regionie. Drutex zatrudnia ponad 3 tysiące osób. To ogromny producent drzwi i okien, który 2017 rok zamknął przychodami na poziomie ponad 900 mln zł i zanotował ponad 19-procentowy wzrost sprzedaży. Codziennie w fabryce produkowanych jest nawet siedem tysięcy okien eksportowanych do wielu krajów na całym świecie.
Zaraz po interwencji pracowników Rutkowskiego, Drutex wydaje oświadczenie, a próbą "wrogiego przejęcia" interesują się niemal wszystkie branżowe media, które cytują w pełni lub fragmenty wspomnianego już oświadczenia, gdzie czytamy, że:
Skuteczna interwencja firmy byłego detektywa, który po listopadowym wyroku w 2018 roku zapowiedział, że będzie pracował w swoim biurze detektywistycznym jako jego rzecznik, to dla pracowników Druteksu, a może i nawet całego miasta, coś, czego jeszcze nie było - prawdziwe trzęsienie ziemi. Wydawać by się mogło, że z dnia na dzień będzie jeszcze ciekawiej, bo Gierszewski poza oskarżeniami pod adresem córki i zięcia zgłasza sprawę do prokuratury, Jednak kolejne dni pokazały, że ta historia bardziej przypomina brazylijską telenowelę czy też nieudaną polską wersję bijącego kiedyś rekordy popularności serialu "Dynastia", aniżeli scenariusz filmu Hitchcocka. Bo interwencja biura zapoczątkowała festiwal prania rodzinnych brudów w mediach.
Sprawa prosta jak drut(ex)
Drutex to firma rodzinna z wieloletnią tradycją. Do niedawna w radzie nadzorczej zasiadała córka prezesa i jego bratanek. Po publikacji oświadczenia przez prezesa Gierszewskiego (to główny akcjonariusz Druteksu posiada ponad 75 proc. akcji - red.) głos zabrała jego żona - przewodnicząca Rady Nadzorczej, która napisała w oświadczeniu:
Prezes przeszedł jednak od słów do czynów i wręczył wypowiedzenia w trybie natychmiastowym swojej córce (wiceprezes spółki) oraz bratankowi (członek zarządu). Zwolniony też zostaje dyrektor do spraw handlowych i jednocześnie... brat prezesa Leszka Gierszewskiego. W ich obronie staje wspomniana już, skłócona z mężem, przewodnicząca Rady Nadzorczej Grażyna Gierszewska, która w kolejnym oświadczeniu sprzeciwia się dysponowaniem przez niego ich wspólnym majątkiem. Grozi też, że jeśli zwolnieni pracownicy nie zostaną przywróceni do pracy, to sprawa trafi do sądu.
To z kolei spotyka się z kolejnym oświadczeniem prezesa wysyłanym do mediów, w którym czytamy m.in., że:
Ten rodzinny konflikt wydaje się nie mieć końca. W końcu jest o co walczyć. Firma budowana przez lata to ogromny biznes. To też przykład na to, że rodzinne biznesy nie zawsze dobrze kończą się dla samej rodziny...
Przy okazji rodzinnego prania brudów, prezes Druteksu tłumaczy wszystko konfliktem interesów. Przekonuje, że zależy mu na rozbudowie firmy, a jego żonie, córce i zięciowi na jej spieniężeniu oraz podziale zysku. Ścierają się tu dwie odmienne wizje.
W 2015 roku Gierszewski pytany przez Money.pl o plany wejścia na giełdę odpowiedział "A po co miałbym tam iść? Nie lubię się dzielić władzą. A giełda to jak wpuszczenie sublokatora do domu. Straciłbym niezależność". Dziś te słowa brzmią wymownie, bo w tej sprawie chodzi o to, co dla ludzi bywa celem samym w sobie - o władzę i o pieniądze.
Jak nie drzwiami to oknem
Jednak, poza walką o wspomnianą władzę i pieniądze, dochodzimy do jeszcze jednej odsłony rodzinnej przepychanki, której nie tylko rynek, ale i media dawno nie widziały. Prezes Gierszewski w każdy możliwy sposób chce przedstawić światu swoją wersję wydarzeń, dlatego wykupił całą stronę we wtorkowym wydaniu w Pulsu Biznesu.
Trudno artykuł sponsorowany traktować inaczej niż jak kolejne oświadczenie prezesa. Choć trzeba przyznać, że wybrał dość kuriozalną formę. Jeśli ktoś nie zauważy napisu "artykuł sponsorowany" w lewym górnym rogu, czytając pytania zadawane prezesowi, może złapać się za głowę i słusznie zapytać o poziom prasowego dziennikarstwa.
Pomijając jednak pytania sugerujące takie jak "Czy pozostała część rodziny również chce tylko wyciągnąć z firmy jak najwięcej pieniędzy", warto przeczytać też to, co kryje się między słowami prezesa, który udziela odpowiedzi na jakże trudne i trafiające w punkt, błyskotliwe pytania. Wyłania się z nich bowiem obraz tego, jak funkcjonował ten rodzinny biznes przez ostatnie lata. I tak prezes Gierszewski mówi m.in., że:
- "Oni (córka i zięć - red.) od zawsze oczekiwali, że spieniężymy firmę i rozdzielimy pieniądze. Nigdy nie popierali moich planów rozbudowy (...) W efekcie część mojej rodziny postanowiła wygryźć mnie z biznesu."
- "Teraz kiedy firma jest już duża, inni uzurpują sobie prawo, żeby zasiąść u sterów."
- "Żona Grażyna w ogóle nie interesuje się firmą. Jej pasją są podróże, była w każdym miejscu na ziemi, chyba tylko poza Antarktydą."
- "Grażyna za pełnienie tej funkcji (przewodniczącej Rady Nadzorczej - red.) dostawała 50 tys. zł miesięcznie, ale do tej firmy nigdy nic nie wnosiła."
- "Zawsze wszystkich dookoła wspomagałem, nie zdając sobie sprawy, że ze strony części rodziny mam największe zagrożenie."
- "Wciąganie jej (obecnej partnerki prezesa - red.) do konfliktu jest tylko pretekstem, żeby w ten sposób ukryć prawdziwe motywy, tzn. żądania finansowe części rodziny i usunięcie mnie z firmy."
- "Ja cenię firmę, a moja rodzina pieniądze."
Nic więc dziwnego, że wywiad, jakiego prezes "udzielił" (bo zapłacił) Pulsowi Biznesu trafił dzień później na środową okładkę tabloidu.
To, co dzieje się obecnie w Druteksie, z pewnością może być dla naukowców doskonały materiał do analiz i antyprzykład tego, czym jest sukcesja. Dla samego prezesa cała sytuacja - jak zaznacza w wywiadzie - jest też bolesną lekcją, która prowadzi do wniosku, że na sukcesję "trzeba zasłużyć".
Jednak biorąc to wszystko pod uwagę, warto zauważyć, jak kuriozalnie brzmią słowa, które padają na samym początku, kiedy prezes zaznacza, że "eskalowanie konfliktu i jego publiczne roztrząsanie nie służy wizerunkowi firmy oraz wprowadza obawy wśród naszych partnerów biznesowych".
Mimo wszystko w całym tym wywiadzie jest jednak jedno zdanie, które brzmi najbardziej przytomnie spośród wszystkich, gdy czytamy, że "to, co dzieje się w tej sprawie, wpływa na losy nie tylko naszych pracowników, ale również ich rodzin".
Bo właściwie nie wiadomo, czy śledząc losy rodziny Gierszewskich, wypada się śmiać, czy płakać. Niezależnie od wszystkiego ta sytuacja jest niezwykle trudna właśnie dla pracowników. Na własnej skórze czują, czym jest sytuacja kryzysowa w firmie. Przekonują się też, że rodzinne biznesy z różnymi wizjami rozwoju potwierdzają prawdę starą jak świat - że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach.
Te opublikowane przez Fakt - jedno z lat 90. a drugie z żoną z 2015 roku, to już jednak historia.